Wprawdzie pogoda troszkę nas zawiodła, to i tak ostatnie eko-warzywnikowe warsztaty minęły we wspaniale dobranym i wesołym towarzystwie. Zaszczyciło nas wiele wspaniałych Pań z całej Polski, które tak samo jak i my z Andrew kochają świeże powietrze, chrupiącą sałatę i wiosenny śpiew ptaków ... tak samo jak my chcą wiedzieć skąd pochodzą ich warzywa, chcą same spróbować 'uwolnić' się od supermartketowych, tekturowych pomidorów i zachłysnąć życiem w harmonii z przyrodą.
Panie te są prawdziwymi twardzielkami, bo od czasu rozpoczęcia warsztatów robiło się co raz to chłodniej, aż w końcu temperatura osiągnęła jakieś 13 stopni i oczywiście zero słońca - humory jednak dopisywały. Dobrze, że mam w domu tyle dodatkowych kufajek, swetrów i kurtek ;-) przydały się haha.
Krótki kurs właściwego wysiewania nasion do multipaletek ...
... oraz właściwego podlewania ;-)
A po ziemniaczki na lunch do ogrodu poszedł Andrew ...
Tradycyjnie już rozpoczęliśmy od kawy i ciasta, a potem po troszeczku wdrażaliśmy je z Andrew w świat eko-warzywnika. W wirze warsztatowym nie zrobiłam nawet jednej fotki, ale dzięki uzdolnionym fotograficznie uczestniczkom, możemy pokazać kilka 'obrazków' z tego chłodnego lecz bardzo fajnego dnia. Zdjęcia powyżej udostępniła nam Kasia Z.
**********
Autorka pięknego bloga NIEZAPOMINATKA przyjechała do nas aż z Wielkopolski! Syberyjskie warunki atmosferyczne ;-) nie złamały jednak jaj ducha i po 7-godzinnej podróży w deszczu nadal bardzo przychylnie opisała nasze warztaty u siebie na blogu TUTAJ. Dodatkowo napstrykała dużo dużo prześlicznych fotek ... dostałam pozwolenie, aby kilka sobie skopiować ... hmmmmmmmm ... przepraszam, ale nie potrafię 'kilka' ;-))) Oto one:
Dziękuję Atce i Kasi serdecznie za te zdjęcia, a Wam wszystkim bardzo gorąco za uczestnictwo i mam nadzieję, że do zobaczenia.
- K.
A kto mnie zdjęć pożyczy abym mogła wypasionego posta zrobić? :-) Zauważyłam ,że też nie robisz zdjęć. Ja częściowo z zimna a częściowo z tego ,że nie chciałam aby mi coś umknęło ,zrobiłam zaledwie kilka. Wiesz Kasia, że tam wrócę. Zostawiłam "Przy świerkach" ulubiony sweterek. Twoje ocieplacze uratowały dziewczynom życie a ja jeszcze nigdy nie byłam tak modniaście ubrana -bluzka, polarek, kurteczka i jeszcze katanka. Następnym razem zabieram kożuszek. I tak było cudownie . Posiałam już trochę nasion Twoją metodą. Nie wierzę,że do tej pory robiłam to tak beznadziejnie. Może dlatego nie sprawiało mi to aż takiej frajdy. Teraz się zasieję na amen.
OdpowiedzUsuńhaha - przypomina mi się historia pewnego Gilberto, mojego dawno dawno temu 'chłopaka' z Brazylii - przyjechał do mnie kiedyś w lipcu w kozakach po kolana podszytych kożuchem - może i miał racje hihi.
UsuńAle tak serio, to jak pisałam wcześniej stanowczo za mało było mi Twojego towarzystwa. Tylko para z ust i skwierczenie nachalnego dzięcioła ... ale teraz jak widzę ziębę, to robi mi się radośnie ;-) no i wreszcie wiem co to zięba, bo dotychczas w naszym angielsko-polskim domostwie na Kaszubach wołaliśmy na te ptaszki 'brambling' ;-)
Ściskam bardzo mocno i dziękuję za ciasto i roślinki !!! K xxx
PS Swetra nie wyślę, bo nie przyjedziesz hihi
Jak Wam zazdroszczę (tak pozytywnie) otoczenia, zabawy i towarzystwa. Szkoda, że to tak daleko
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuje Kasiu za tak miły wpis :))) Ciesze się, że zdjęcia się przydały :)
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że jeszcze Was odwiedzę :)
Ściskam !
Ja też mam taką nadzieję! Również ściskam mocno ;-) i raz jeszcze dziękuję za śliczne fotki!
UsuńA ja w zasadzie mogłabym pojechać znowu.... Może się wybiorę na warsztaty kwiatowe? Jeśli mi się plany ułożą...
OdpowiedzUsuńDonoszę z radością, że mam już duże siewki, będę już je przesadzać do "dorosłej" skrzyni!
Serdeczności,
m.
Toście poszalały:) Zazdroszczę spotkania, pogody nic a nic, ale u nas nie lepiej - leje, wieje, zimnisko...masakra... i pomyśleć, że to już lato:)
OdpowiedzUsuń